wtorek, 1 października 2013

UFO na obiad

Zostaliśmy w domu we dwóch: Adaś robi za ciężko chorego, ja za ciężko przejętego. Obu średnio nam to wychodzi. Adasiowi ciężko też wchodzi. Śniadanko na przykład. Albo drugie śniadanko. I trzecie.
Wziąłem się więc za obiad. W ramach cięć budżetowych wykorzystuję elementy ruchome z lodówki wykazujące szczególną predylekcję do się psucia. No np. takie procesy gnilne.
No więc zakładam, że rodzina mi ufo, a potem będziemy zielone ludziki.

sobota, 28 września 2013

Prze-działek poetycki

Mój Syn, ostatnio, wyraźnie pod wpływem za dużej ilości natchnienia:

- A mój tata złapał katar, a nie rybkę! - I dodaje - Taki wierszyk wymyśliłem.

A potem wersja dla tych, co wolą bardziej rymowane niż absurdalne:

- A mój tata złapał katar, a nie tatar!

To było jeszcze przed moim wojażem do Nowego Sącza, który skończył się wojażem po Małopolsce i się skończył. Już.

piątek, 30 sierpnia 2013

Nie bił

"Mamoooo, Staś mnie bijeeee!"

"Bijesz ją?"

"Ja ją tylko agresywnie pogłaskałem."

To cytat z mojego dziecka. A teraz wypatrzone w gazecie. TV gazecie, recenzje filmów zawsze są naj:

"Irena spotyka nigdy nie poznanego brata i z przerażeniem odkrywa, że należą do starożytnej rasy kazirodczych ludzi-leopardów. Pobudzona seksualnie zamienia się w ogromnego kota. By powrócić do ludzkiej postaci, musi zabijać. A w dodatku jest rozdarta między lojalnością wobec brata a romansem z dyrektorem nowoorleańskiego ZOO."
No i tu pada pytanie: czy aby w związku ze związkiem coś się komuś z tym rozdarciem nie pomyliło? Romans z bratem, a lojalność wobec dyrektora ZOO? No chyba że była leopardem na umowie śmieciowej...

wtorek, 20 sierpnia 2013

Nietypowe

Mój Syn, do mnie: "to nietypowe. My wyprzedzamy wszystkich, nas nikt nie wyprzedza. To bardzo nietypowe!" Tak to jest posadzić inteligencika po trzech kawach za kierownicą i wskazać kierunek - działka!

sobota, 3 sierpnia 2013

Powróciwszy

Wakacje się skończyły, bierzemy się za odpoczywanie! Wielki kambek miał miejsce przedwczoraj, nasza wielka żółta fabia resztką benzyny doczołgała się do Lublina, teraz liżemy rany. Bilans raczej ujemny: Adaś nauczył się chodzić, Staś nauczył się jeździć bez bocznych kółek, na szczęście Aga niczego się nie nauczyła, inaczej resztę wakacji spędzilibyśmy na chirurgii urazowej. A tak to będziemy sobie je spędzać na działce. Aaaa; i Stanisław nauczył się obchodzić z łukiem, więc teraz obchodzimy go szerokim łukiem. Można śmiało rzec: jesteśmy teraz postrzeleni bardziej niż kiedykolwiek.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zasadniczo poróżniliśmy się z Internetem, tytułem czego odcięli mnie od Internetu, w związku z czym "pełno nas, a jakoby nikogo nie było", a rachunki czekają na lepszy czas, ale...
Skoro na chwilę znalazłem się w zasięgu, to dopowiem:

wychodzi na to, że oboje z Żoną mamy realistyczne podejście do życia. Tyle że ona jest realizm socjalistyczny, a ja - realizm magiczny.

Jak przeżyję ten wpis, to jeszcze coś w tym temacie dopiszę...

wtorek, 28 maja 2013

UPC - wizyta kurtuazyjna

Byłem dziś u mojego telewizjodawcy. To nie będzie żadna krypta z reklamą, bez obaw. To nic nie będzie. Opiszę tylko, jak było.

Kiedy się idzie do mojego UPC, przypominają się stare dobre czasy, kiedy ludzie stali cały czas w kolejkach i się nie musieli po różnych dżobach czy hołmach szlajać i nerwy tracić - obojętne, czy z szefem, czy z dzieckami. Kolejka zbliżała ludzi. No więc u nas też doszło do takiego zbliżenia, bo krzesełek było siedem, a ludzi dwadzieścia ileś tam. I było trochę jak w tej weselnej zabawie, że kto chyci krzesełko, ten siedzi. A reszta patrzy i zazdrości.

Bawiłem się dobrze przez pół godziny. Stać mogę - w sobotę gram mecz bardzo towarzyski, to sobie na stojąco trening robiłem. A to przywodzicielem pomajtałem, a to z Achillesa pstryknąłem. Takie tam.

Ale wszedł taki miły staruszek, co to ledwo noga za nogą, i nie za bardzo wie, gdzie w tym całym jupisi się co jak i z kim. Podszedł do pani z obsługi bezpośrednio:

- Chciałbym zrezygnować...

- To trzeba wysłać pismo pocztą albo mejlem!

No ja wszystkich sorry, ale pan wyglądał na wszystko, co dostępne w naszej galaktyce, tylko nie na wysyłacza mejli. Ponadto wyraźnie nie dosłyszał. Z nutą rezygnacji w głosie odparował:

- To ja bym to od razu załatwił...

- A to trzeba poczekać. - Doprowadziła pana do porządku ta sama pani.

No i w tym momencie pan omiótł wzrokiem wszystkich biorących udział w konkursie "jak dopadniesz krzesełka, to możesz patrzeć na wszystkich z dołu". Zdezorientowawszy się momentalnie w sytuacji zapytał, czy aby miejsce się jednak nie znajdzie.
Tu powinno się zacząć ostro niecenzuralnie. Ale streszczę pomijając wyrazy z nagłosowym "ka" "he" "pie", namiętnym "rrr" w trochejach i wygłosowym "ć" przed średniówką.

Przy każdym biureczku pań z obsługi stoją dwa krzesełka. Stanowisk jest 5 (słownie: pięć). A każdy szanowną ... ma jedną do sadzania, niezależnie od średnicy, promienia i hiperbolizacji. Chwytam więc w szlachetnym uniesieniu jedno krzesełko pani sprzed nosa i już chcę pędzić do staruszka... "A jak mi przyjdzie naraz DWÓCH klientów?!" - sardoniczno-sarkastyczno-ironiczne prychnięcie cały czas tej samej pani wytrąciło mi z rąk narzędzie międzypokoleniowego dialogu. Proszę państwa: w świecie jupisi krzesełek jest wiele, ale proszę nie myśleć, że można na nich siadać. Proszę nie myśleć, że staruszek, który przyszedł odstać swoje, mógłby to samo z powodzeniem odsiedzieć. Liczą się normy, przepisy i procedury.

Finał był taki, że jedna młoda dziewczyna ustąpiła panu miejsca, czyniąc mój spór z urzędasniczką bezprzedmiotowym. Smutne.

sobota, 25 maja 2013

Zieja

Czytam wywiad-rzekę z księdzem Zieją. Jak to się mówi dwa pokolenia młodziej? "Wywala z butów". Ksiądz, który przejął się ideami Gandhiego. Który przykazanie "nie zabijaj" traktował dosłownie i w całej rozciągłości. Był pacyfistą. W którego myśleniu, życiu Ewangelią, nie było nic z polskiego mesjanizmu, napuszenia, jakiegoś ideologizowania. Był drugi człowiek.
Nie dopisywał jakichś pokrętnych "tak, ale" do idei ubóstwa.

Może i w tak lakonicznym zapisie brzmi to trywialnie, nijako. Dopiero, kiedy się doczyta, jakie miał problemy w związku ze swoją bezkompromisową postawą, można zrozumieć, czym ten człowiek żył, czego się trzymał.

piątek, 24 maja 2013

Co ją ugryzło?

Moja córka wygląda jak Frankensteina. Nie, że zawsze, od wczoraj. Bo tak to wygląda jak królewna, na co dzień. No i teraz jak królewna Frankensteina. Bo ma zgryz. Odbity na policzku.

Co ją ugryzło?

Lenka ją ugryzła.

Obie panie walczą o dominującą pozycję w stadzie. Lenka zaatakowała jak zwykle (tzn. jak dwa dni wcześniej) z doskoku, przyczajki i z rozpędu równocześnie. Normalnemu dziecku wyrwałaby pół policzka i żuchwę. Moje dziecię jest jednak z żelbetonowego materiału genetycznego (proszę nie pytać, które to żel, a które beton, ważne, że się wymieszały oba DNA...) Odpowiedź była natychmiastowa: moja córka odpowiedziała formą przemocy symbolicznej, zdobywając intelektualną przewagę nad ślepą furią żywiołu (albo żywiołem ślepej furii, drobiazg). Nieznacząco zapłakała, potem poszła poskarżyć Pani. Pań nagle zrobiło się dużo, moje dziecko było regularnie okładane - mam na myśli jakieś coś kojące na policzek - a jak Żona udała się do dyrekcji w kwestii zupełnie organizacyjnej i niezwiązanej, dyrekcja pobladła, poczerwieniała, i zaczęła się tłumaczyć. Zbędnie. Moja Mądrość Chodząca i Olśniewająca ucięła sprawę stwierdzeniem, że w domu też się gryziemy. Nie tłumaczyła, że gryzie głównie Adaś. Co tam będziemy brzdąca stygmatyzować społecznie.

poniedziałek, 6 maja 2013

Przedsmak wpisu o Krasnobrodzie

Zanim za pół roku coś wycisnę z klawiatury w danym temacie:

no otóż wracamy z tego Krasnobrodu. Autem. Przez Zamość. I Staś po raz ęty błysnął:

- Wiecie co? Zakochałem się...

Tyle myśli, ile przebiegło nam z Mamusią w jednej chwili przez wszystkie nasze cztery półkule mózgowe, nie znajdą Państwo w pracach maturalnych z obszaru jednego województwa za dany rok. Łącznie z rozszerzoną. Ze staro-koptyjsko-cerkiewnego.

... w przyrodzie - dokończył kwestię, zabijając nasze auto śmiechem.

Nasza wielodżetna rodzina

Przejęzyczenia nie ma - najnowsze badania dowiodły, że jesteśmy rodziną wielodżetną. Trzy małe dżambo dżety doprowadziły do tego, że w naszej rodzinie pas jest non-stop w użyciu. Startowy, się znaczy. A właśnie wylądowaliśmy po rejsie czarterowym do Babci i z powrotem. No i wcześniej byliśmy w Krasnobrodzie - przyjdzie czas na zdjęcia i wspomnienia, ino trauma trochę przejdzie.

Z wyjazdu najsuperowniejszy był powrót - najpierw doszło do typowej sytuacji krytycznej, kiedy dżambo dżety przekroczyły krytyczny poziom zmęczenia i znudzenia. Przez chwilę zastanawialiśmy się, czemu silnik wyje. Ale nasze dzieci potrafią zawstydzić nasz silnik! No i silnik przez chwilkę udawał hybrydowy, tak go słychać nie było... Co było słychać, przemilczam! No i żeby usłyszeć silnik, śpiew ptaków i pana radarowca z suszarką, zachęciłem dzieci do gry strategiczno-turowej: kto pierwszy w szeregu samochodów z naprzeciwka zobaczy renówkę, ten krzyczy REEENÓÓÓÓWKAAAAA!!! i ma punkta. Do samego Lublina było już 20:20 w pojedynku gigantów. I dzieci się zamartwiały, że się nam asfalt i podróż kończy.

No i wcześniej, w wyniku intensywnych opadów deszczowych i frontonu niżowego nad Dziadkiem i Babcią, postanowiłem się ratować wykrętem: zakupiwszy dzieciom Chińczyka. Efekt: dwa dni z życiorysu - i to całej naszej rodziny, nadto pierwsza rzecz po powrocie w domowe pieluchy - rozkładamy planszę, przy okazji jemy kolację, kąpiemy i wykonujemy inne mniej ważne czynności podtrzymujące życie.

Mógłbym oczywiście dodać, że to rodzinne - będąc w obecnym wieku mojego Najstarszego Syna, odbywałem regularne starcia rodzinne w różne gry planszowe i karciane do późnych godzin nocnych i wczesnych godzin porannych. Oczywiście: jeśli czyta to jakaś wrażliwa i wyczulona społecznie feministka, może spróbować teraz zabrać prawa rodzicielskie mojemu Ojcu. Proszę bardzo: ja się nigdy do domu dziecka nie pchałem i na pewne rzeczy nigdy nie jest za późno. Myślę, tylko, że moje osobiste potomstwo może się z trudem rozstawać z ubrankami, które mi Zona spakuje jako wyprawkę na takąż wyprawkę.

No i tu chciałbym skończyć spóźnioną refleksją ogólniejszą, że w każdym normalnym stadzie są samce i samice alfa, dominujące, oraz samce i samice beta, co z dominem nic wspólnego nie mają. No więc w naszym stadle, jeśli nawet jest osobniczka alfa, to jest i druga, mniejsza: alfa i omega. A osobniki męskie są wyłącznie delta. Delta Force, ma się rozumieć!

Czy ja napisałem wcześniej: radarowiec z suszarką?...

czwartek, 25 kwietnia 2013

Jednak żyję!

Brak wpisów zaniepokoił bliższych, najbliższych, nieco dalszych i najdalszych, a równie sympatycznych. Otóż wszystko wskazuje na to, że żyję. To samo wszystko wskazuje jeszcze bardziej na to, że moje dzieci żyją. Intensywnie i kreatywnie. Ostro.
Od ostatniego wpisu otóż żyję na trajektorii, która przypomina trajkoterię. Sinusoidalną co więcej, choć mało humanoidalną.
Byłem na konferencji, w Łucku. Piękne miasto, piękni ludzie.
Byłem na naszej nowej działce. Będą zdjęcia, jak wniosę tam ład, porządek i stagnację. Na razie rządzi tam entropia. Do spółki z moją Ukochaną.
Byłem na biegu, na 10 kilometrów. To mnie o mało nie zabiło. Uratowało mnie tylko to, że zrezygnowałem z 1-go miejsca na rzecz siedemset chyba bodajże czterdziestego coś około ósmego. Ale jak ktoś gotuje jajko 1 godzinę 3 minuty 30 sekund - to chodzę jak szwajcarski zegarek i mogę się przydać.
Nie byłem na zwolnieniu lekarskim. No cóż, nie można być wszędzie.

A teraz zamierzam być tu i tam - tytułem długiego weekendu. Tu będę w pierwszy krótki weekend długiego weekendu, tam - będę w drugi krótki weekend dłu... Wiadomo czego. Postaram się o zdjęcia, ale jak mi znowu dzieciarnia wejdzie w obiektyw to nici.

Pozdrawiam czytelnictwo.

piątek, 15 marca 2013

Odwiedzając na chwilkę wlasny blog

Nie rozpieszczam ostatnio własnych czytelników. Obiecuję poprawę. Ale jeszcze nie teraz. Na razie jestem "białą lokomotywą", i nie zatrzymuj mnie, bo nie zatrzymasz mnie i "jazda, jazda, biała gwiazda".
Ale króciutko: moja córa ostatnio zastrzeliła nianię.

Bez obaw - niania żyje. Aga zastrzeliła ją tekstem.

Niania jest w okresie obwąchiwania przez moje bestie, buduje przestrzeń zaufania.

No i troszki nie szlo, bo była kwestia przebrania Agi i Aga coś nie za bardzo ku temu.

Na co niania rezolutnie odpuściła, bo przecież siłą to nie ma siły.

I natenczas moje Skarby podeszło na paluszkach do niani, i  że jednak chce. I jak się przebrało, to na uszko niańce: "Wies, cemu dalam ci sie psebrać? Bo uszanowałaś mojom wolność!"

niedziela, 3 marca 2013

Sobie wytłumaczył

Krótki dialog mojego Najstarszego z moją Żoną:

- A tatuś to ciebie długo szukał, zanim zostałaś jego żoną?

- No nie wiem...

- Chyba długo, bo już jest bardzo stary!

poniedziałek, 18 lutego 2013

A mówiłem, mówilem...

A teraz nie mówię. I nie będę mówił. Zaniemówiłem.
Budzę się w nocy i czuję, że coś jest nie tak. Chciałem to sobie powiedzieć jasno, otwieram usta... a tu jak nie rypnie w krtani! Bul prezydencki, normalnie.
A co poza tym?
Ostatni tydzień streszcza się między 35,5 a 39,5. Wahania na rynku walut mogłyby się uczyć od moich dzieci... a nasza Naczelna Rada Pieniężna funduje nam różne terapie wstrząsowe: żeby było łatwiej policzyć, co kto kiedy ile - brał, to sobie notesik kupiła. Jak to mówią: żyć nie, umierać!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Kończ waść...

No i zwieńczenie tej tele gazeto-noweli:

http://wyborcza.pl/1,95892,13347122,Zwiazki_partnerskie_niegodne_uwagi__bo_sa_wazniejsze.html

Zacytuję się: to jak tłumaczyć budowę cepa za pomocą Wielkiego Zderzacza Hadronów.

Kończę zatem ten przynudny temat.

czwartek, 7 lutego 2013

Ach, słodka administracjo!

3-cia - nie śpię. 4-ta - dalej nie śpię. 5-ta nad ranem, może sen przyjdzie...
To obudziła się we mnie tęsknota za panią z administracji.
Dwa teksty i wpadłem po uszy: "Nie ma pan tej faktury? Bo mi to wisi..." i zaraz potem: "To podaję panu moją końcówkę..." Ileż przestrzeni semantycznej na najróżnorodniejsze domysły! Ech, uwodne labirynty biurokracji, ścieżki tajemnicze, tęsknice nieprzytomne!

środa, 6 lutego 2013

Szumek - no comments

"Szumkuję" teledysk - i jeden tylko komentarz, który się pod nim pojawił:

"Mam 18 lat, za 3 tygodnie rodzi mi się dziecko, słuchając tej piosenki popłakałem się, po prostu przytuliłem moją dziewczynę, poczułem kopniecie małego, i wiem że to jest to czego chcę w życiu. Kochać ich"

wtorek, 5 lutego 2013

Szumek - z klasyka

Herbert (z korespondencji...): "Siedzę teraz koło aparatu do chłodzenia powietrza w gaciach..." I żmudna egzegeza, która doprowadziła mnie do wybitnego wniosku, że nie ma żadnych "aparatów do chłodzenia powietrza w gaciach" (chociaż może by się przydały). Herbert siedzi w gaciach, koło aparatu do chłodzenia powietrza! Oj klasyk, klasyk...

niedziela, 3 lutego 2013

Nieważne

Takie czasy, że mnóstwo ludzi ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. Zapewne dlatego, że są przekonani, że nikt jeszcze tego nie powiedział. A to z kolei najczęściej dlatego, że nie słuchają innych. No ale jak słuchać innych, kiedy każdy ma coś absolutnie najważniejszego do powiedzenia? Krąg się zamyka.

Zrezygnować z "moje - najważniejsze" to dać sobie szansę. To szansa, żeby usłyszeć. Słuchając, zaczynamy myśleć. Myśląc, zaczynamy stawiać pytania. Pytania prowadzą nas do ludzi autentycznie mądrych. Ale i tu nie wolno się zatrzymać - oni mają być punktem odniesienia, nie punktem docelowym.

No cóż... Nieważne.

sobota, 2 lutego 2013

Dubaj

Wszyscy wią, co to jest DUBAJ?

No to wią, co to znaczy: MAMA NIE DUBAJ?

A ostatnio Aga o mało się nie zabiła z miłości. Wzięła rozpęd i chciała pokazać mamie: "Kocham cię jak ooooodtąd dooooooootąd!!!" no i ta jej miłość kończyła się kawałek za ścianą.

Nudno, banalnie i łopatologicznie

Wcześniejszy mój post został skomentowany, że "jest pusty". (W istocie chodzi o artykuł). I to jest święta prawda! Ludzie nie rozumieją rzeczy, które były oczywiste dla starożytnych. Średniowiecznych, renesansowych i barokowych też.
Że dziecko w rodzinie przygotowuje się do życia.

Czy ma to jakiś związek z opcją "standard": jeden tatuś, jedna mamusia - i różnymi opcjami "full wypas" (rodziny tęczowe)?

Mniej więcej taki:

1. Żyć, żyć umiejętnie, wartościowo i odpowiedzialnie - to być gotowym na Spotkanie.

2. Spotkać się z kimś - to pokonać różnicę, czyli, to, co nas dzieli.

3. Fundamentalna różnica - to różnica między "męskim" i '''''żeńskim".

4. Spotykać się - to nieustannie pokonywać dzielące nas bariery, dostrzegać to, co dzieli, akceptować się, godzić - jeśli trzeba, wybaczać.

5. Nie można tego doświadczyć, jeśli trochę mieszka się z dwoma tatusiami, a trochę z jedną mamusią. I w każdym innym układzie negującym tzw. biologiczną rodzinę. Nie można żyć "trochę". Albo "podobnie jak".

Jeśli więc ktoś decyduje się na dziecko/dzieci - to sorry, w pewnym momencie rezygnuje z "prawa do własnego szczęścia". Mam na myśli tylko to szczęście, które zakłada, że "jak mi się zmienią upodobania, to dziecko  jakoś się dostosuje". Najpierw jest decyzja, potem konsekwencje. Inaczej wszyscy wychodzą z tego poobijani.

czwartek, 31 stycznia 2013

Splendid isolation

Można i tak - zbudować sobie wieżę z kości słoniowej, uznać się za "oazę mądrości", oddzielić od tych na dole i praktykować w cnotliwości. Można obdzielać razami na lewo i na prawo, wystawiać laurki, zachowywać jak arbiter elegantiarum. Wystarczy całkiem niewysoka i mocna w fundamentach wieża, żeby uznać się za mędrca. Taką wieżą może być katedra uniwersytecka. Albo plebania. Albo biuro poselskie. Albo własny pokój obmurowany książkami - nieźle wychodzi na zdjęciach.
Ale traci się najcenniejsze - żywe ludzkie doświadczenie. Kontakt z rzeczywistością. Można to nazwać jakkolwiek, ale to już nie jest życie.

Aha: ci na dole wcale cię nie potrzebują. Ty, bez nich, w tej wieży, nie istniejesz.

Ponieważ czegoś nie podpisałem...

Co niektórzy się zdziwili, a inni (nie)święcie oburzyli, że nie podpisałem czegoś w imieniu obrony kogoś i przeciwko tam komuś, i że teraz takie akty (taniej) odwagi są popularne jak - nie przymierzając - komiksy. I zostałem moralnie oceniony (wyceniony?) przez młodego, obiecującego i wszystkowiedzącego, takiego z pierwszych stron gazet, pupilka krytyki. Zacząłem więc nerwowo szukać jakichś resztek honoru u siebie. Jakiegoś przebłysku, że jednak oportunizm i ja nie do końca się rymujemy. Ale jedyne, co znalazłem w swoimi si wi, jest czołobitne i wiernopoddańcze (część to zna, to z poprzedniego bloga...).
Różnica jest taka, że sam to sobie napisałem, podpisałem, a nawet kupiłem znaczek  i go polizałem.

O:

"Szanowne UPC,

otrzymałem od Państwa informację, która jest źródłem mojego niewysłowionego szczęścia. Otóż chcą mnie Państwo obdarować nowymi kanałami, w tym "Polo TV" propagującym tzw. muzykę chodnikową. Wszystko za marne 7 PLN brutto. To grosze w porównaniu z tym, jaki deszcz łask na mnie spadnie. Do tej pory musiałem ukrywać swoją utajoną pasję do muzyki disco polo, teraz cały świat, a przynajmniej sąsiedzi, będą się mogli o tym przekonać.
    Zaoferowali mi Państwo też coś więcej - możliwość odwiedzenia Państwa w swym ekskluzywnym biurze. Co prawda nie jest to dla mnie zbyt dogodny czas - akurat na dniach moja Żona ma rodzić - ale co tam, sama chciała tego dziecka, to sobie poradzi. Warto też, aby się zastanowiła, co zrobi w tym czasie z dwójką starszych dzieciaków. Dla mnie natomiast propozycja poświęcenia popołudnia na wyprawę do Państwa to przede wszystkim szansa na wyrwanie się z domu. Naprawdę nie wiem, co zrobić z wolnym czasem.
   Z zachwytem obserwuję, jak poważnie traktują Państwo swą misję: "Wierzymy, że ten niezwykły, choć często skomplikowany, świat nowoczesnych technologii jest dla każdego. Aby było to możliwe, wprowadzamy prostotę i ludzkie podejście we wszystkim, co robimy". Niestety, moja Żona jest osobą małostkową i nie chce, bym czas wolny dzielił między nią i swoją ulubioną muzykę. W związku z powyższym jestem zmuszony skorzystać z przysługującego mi prawa "do rozwiązania Umowy Abonenckiej", jak to Państwo zaznaczyli w swym piśmie.
   Z wyrazami najgłębszego ubolewania,
(imię i nazwisko nadawcy)"



 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Oczarowanie

Jeden z tych filmów, które ogląda się razem i potem długo razem nic nie mówi.

Tylko jeden cytat: "Skoro jesteś kretynem, to daje ci to niewątpliwą przewagę!"

Ale to nie jest film o kretynach. To film o tym, że bardzo potrzebujemy kogoś, w kogo możemy zainwestować naszą miłość. I nie da się zrobić tego "troszeczkę", "na próbę", tak jakby, ale nie zupełnie, i jakby co, to się rozstaniemy. Fragment:



Też jestem w związku partnerskim

Tak, to moja słodka tajemnica: też jestem w związku partnerskim. Odkąd wzięliśmy ślub, jestem partnerem mojej Żony. Jesteśmy jak "Dempsey i Makepeace", jak "Policjanci z Miami" jak czterej pancerni, a ja jestem Szarik. Mogę spokojnie patrzeć w oko smoka, mogę wejść między lwy, mogę chodzić po rozżarzonych węglach. Tym się różnimy od luźnych związków, zwanych potocznie "związkami partnerskimi". Co to za partner, który może znaleźć sobie nowego partnera? Ten pierwszy zostaje wtedy z dziurą w sercu. Martwy.
Tak, to jest prawdziwa wolność, spytajcie Johna Portera.
Jestem partnerem mojej Żony, bo dałem jej pełną gwarancję, nie taką "na niby". Podjąłem decyzję, wziąłem na siebie konsekwencje i dlatego mogę powiedzieć, że żyję odpowiedzialnie. A odpowiedzialnie, to znaczy naprawdę, nie dla jaj.

Oczywiście, to są poglądy "moherowe". Dlatego dorzucam "moherowy" wierszyk (OK, fragment) "moherowego" poety:

"luka w życiu rodzinnym
chłopiec chciałby mieć tatusia
który mieszkałby w domu
zawarliśmy z synkiem pakt
że kiedy jakiś tatuś zamieszka
w domu
będziemy go lubić
będziemy lubić takiego tatusia
który będzie spełniał
wszystkie warunki
on czuje się silnie związany
ze swymi dwoma dzidziusiami
(choć odszedł)
i one otrzymują od niego
wiele sygnałów
męskiego zachowania"

sobota, 26 stycznia 2013

Nic o związkach i innych takich...

Nawet mnie nie korciło, wszyscy wiedzą już wszystko o wszystkim i nic z tego nie wynika, nikt z nikim się nie chce porozumieć, tu Ciemnogród (z dużej piszę, bo przez szacunek) a tam "młodzi, wykształceni, tolerancyjni, z dużych miast"... Proszę wybaczyć, będę tłumaczył moim małym oszołomkom, że facet, jak chce być z kobietą, to musi, MUSI dać jej gwarancję, że jej nie wystawi do wiatru, nie będzie szukał trochę ładniejszej albo trochę mniej wrednej, że jak się decyduje, to nie tak troszkę, bo troszkę to można być w ciąży... Mecz trwa 90 minut i gra się do końca.
Ale nie, o tym nie, są fajniejsze rzeczy. Skoro mają być "szumki", to wklejam link do artykułu sprzed lat (już prawie sześciu), który od zawsze mi się podoba i czasem go sobie przypominam. Zupełnie nie w temacie:

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,4396007.html

piątek, 25 stycznia 2013

I kto to mówi?

Krótki quiz skierowany do znawców mojej rodziny. Otóż dziś miała miejsce krótka wymiana zdań, złożona z kilku ripost. Pytanie: kto co powiedział? (Wypowiedź nr 2) i 4) należy do tej samej osoby.)

1) Daje na tych nartach... Mogliśmy dać jej na imię: Justynka.

2) A czemu nie daliśmy?

3) Nie martw się, następna będzie - Justynka.

4) To może lepiej - Justyn!

Pytanie bonusowe: co robiła Aga w trakcie naszej rozmowy?

środa, 23 stycznia 2013

Po co w telewizorze gazeta

Jest jeszcze coś takiego jak tele-gazeta. To ten magiczny guziczek w telewizorze, który jest cały i lśniący nowością, gdy inne są już płaskie, wydrapane i matowe. No bo jak chcę gazetę, to idę do kiosku. A jak chcę tele, to włączam tele. I tele.
Ale okazuje się, że w dobie postępującej atomizacji społeczeństwa, gdy więzi międzyludzkie zaczynają zanikać, tele-gazeta spełnia ważną funkcję społeczną. Można wręcz powiedzieć: jako jedyna wypełnia misję, za którą płacimy abonamęt! Przypomina nam, że drugi człowiek jest po, żeby z nim rozmawiać!
Akurat znalazłem się na tym trudnym zakręcie życia, gdy najkochańsze nigdy nie zamykające się usta opuściły mnie w imię wspierania NFZ w zbożnym trudzie stawiania naszego syna na nogi (metaforyczne nogi - bo jeszcze nie chodzi). I gdy te usta zamilkły, to i moje uszy straciły oparcie. Nie mam kogo ciągle słuchać i rozmowa uwiądła. (Tak, tak - edytor mi działa i podkreśla te błędy...)

No i przypadkowo włączyłem (przypadkowo? ile razy można przelecieć w te i nazad 154 kanały?) tele-gazetę. I omniemiałem! I jeszcze jeden program i tele-gazeta! I jeszcze jeden!
Zachęta jest jednoznaczna: "panie przez komórkę - dyskretnie", "panowie z okolicy", "panie z całej Polski", "rozmowy z panami i paniami"... Jak to mówią: nie pogada.
To dyskretnie jest szczególnie interesujące - można szepnąć: "jestem za Polonią" i drugie pół Polski, co jest za Legią, nie będzie mnie gonić po trotuarach. Albo wyznać: "widzę w PiSie potęgę intelektualną" i te lemingi nie będę się na mój widok ironicznie uśmiechać. Albo... Aha: tylko te ceny są zaporowe. Ja jednak poczekam na żonę. Może i mało dyskretna, ale przynajmniej pogada za darmo.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Do czego zdolna jest zazdrosna kobiet(k)a

Ja rozumiem, że mogą zazdrościć sobie figury, fryzury, fury, no - ostatecznie faceta. Ale są granice, wydawałoby się. A tu...
Mama wraca z domu (u nas się teraz wraca z domu, do szpitala, bo Adaś się tam wczasuje) i mnie mówi: "Aga mówi, że ją bolą zęby". No to mnie zatkało. Aha: i chce watkę do zęba.
Wracam, pytam, odpowiada: "tuuuu - ten, i te dwaaaa - O! - z przooodu, a ten to nieee..." Wszystkie drastyczne szczegóły, nic nie zostało mi oszczędzone. No i musi być watka, i Aga koniecznie do pani, ale tylko z mamusią.
I to wszystko tylko dlatego, że we wczesnych godzinach rannych, od 5-tej do 7-mej gdzieś, Staś wył dosłownie z bólu, i chodził po ścianach, i żadne lekarstwo na niego nie działało, no chyba że jak płachta na byka. I w gabinecie się okazało, że zgorzel, ropień i ząb przepełniony bólem.
 Albo ją fotel dentystyczny zafascynował, albo taka mała strzykaweczka z jeszcze mniejszą igiełeczką, którą Stasiowi płuczemy tego zęba. No jest czego zazdrościć!

niedziela, 20 stycznia 2013

Grawitacja i statystyki

Naukowcy raczej zgadzają się, że grawitacja obowiązuje wszystkich i wszystko. Ale czy wiedzą Państwo, że niektórych dopiero po drugim talerzu ryżu z zapiekanymi jabłkami?
Otóż w celach obronnych, żeby humanitarnie pozbyć się dziecków, zdobyłem się na fortel: obrałem, nasmażyłem i ugotowałem. Początki wyglądały zastraszająco. One to chyba absorbowały przez plazmozę! Aż im się mitochondria - za przeproszeniem - trzęsły.
W połowie drugiego talerza tempo jednak wyraźnie siadło. 
Wreszcie Stanisław padł na podłogę: "Ufffff, ale sobie pojadłem!"
Aga patrzyła tylko podejrzliwie na mnie, po czym poturlała się w kącik, gdzie chwilowo zaległa.
Dwie następne godziny miałem dla siebie. I dla sprzątania. I gotowania. I zmywania. I...

sobota, 19 stycznia 2013

Przemoc psychiczna u mnie w domu

Pod nieobecność mamy (która zadekowała się z Adasiem w szpitalu) stałem się bezbronny jak dziecko. A moje dzieci stały się w tym samym czasie bronne. No i się zaczął mobbing.
Bo wczoraj syn zaatakował mnie serią pytań z serii: rycerze, naboje i stajnie. No bo na przykład jak wyglądało rycerskie auto? Albo czy karabin kupuje się od razu z nabojami, czy się później dokupuje? A jak rycerz miał stajnię, to czy koń był  tam cały, czy mu wystawała głowa?
Dzisiaj Aga zafundowała mi pobudkę o 5-tej. Początek był jeszcze, jeszcze.
Ale się właśnie dowiedziałem...
Otóż zwykle wieczorami nasze dzieciory idą do łóżek i każde bawi się samo, tak dla wyciszenia. I to się nazywa zajęcia "w podgrupach". No a teraz bawią się razem w jakąś okrutną wyrzutnię samochodów, co nam masakruje ścianę, która była dumą i chlubą mamusi, bo własnym sumptem ją odrestaurowaliśmy,. I dziecka znad zabawek komentują, głośno, żeby doszło mych uchów:
- No i tata się z nami nie baaaawi!
- No się nie baaaawi!
- Bo ma zajęcia w podgruuuupaaach!

Jako ojciec zostałem grupą wykluczoną i chyba zacznę się ubiegać o azyl polityczny - w kuchni.

czwartek, 17 stycznia 2013

Szpital na kółkach, cyrk na peryferiach

1. Adaś w szpitalu - posiedzi co najmniej tydzień.

2. Mamuś w szpitalu - przy Adasiu.

3. Aga z zapaleniem ucha w domu, antybiotyki jeszcze nie weszły, ale receptę mam w rezerwie.

4. Staś wycieńczony nerwowo - gorąca linia z panią przedszkolanką.

Moje ojcostwo realizuje się teraz gdzieś między "Rydwanami ognia" i "Transporterem 2". Obiad uprasowany, pranie ugotowane? To kolejny level: prasowanie i wieszanie firanek. Wściekłe żabki czekają!

wtorek, 15 stycznia 2013

Piosenka we wczesnych godzinach porannych

Adaś z mamusią pojechali do lekarza. Tak po prostu w środku nocy: ułańska fantazja. Wracając zahaczyli jeszcze o szpital. To żeby tak było nastrojowo:


Czy koniecznie o Owsiaku?

Żyjemy w kraju, w którym każdy koniecznie powinien mieć coś o Owsiaku. Do powiedzenia. I najlepiej jeszcze co nieco o Terlikowskim. Ja bym wolał o pierogach mojej Żony, to mnie bardziej rajcuje. Ale o pierogi nikt nie pytał, o zdanie o Owsiaku - a i owszem. No to wymyśliłem:

1. Z pewnością nie jest ze swoimi poglądami rzymsko-katolicki, ortodoksyjny, i "Zgodny z wytycznymi z Watykanu".

2. A ja i owszem - a przynajmniej się staram.

3. Punkt 1. i 2. się mi nie wykłócają.

4. Należy więc przypuszczać (sam się o to podejrzewam), że jetem katolickim postmodernistą. Wszystkiego po trochu i wszystko się zgadza...

5. Tyle że nie jestem. Po prostu uważam, że Owsiak nigdy nie był Matką Teresą i nie będzie, z drugiej strony - daj Panie Boże, żeby "prawdziwi katolicy" (niektórzy) tyle robili własnym sumptem, co ten Pan. A że niektóre poglądy jego mogą mi się nie podobać... (z drugiej strony: niekoniecznie powiedział to, co mu się w usta wkłada).

A tak zupełnie z innej beczki: już nie sam Owsiak, ale jego obrońcy nieco wytrącają sobie broń z ręki swą argumentacją. Cały czas słyszę: "gdyby twoje dziecko musiało korzystać z tego sprzętu, to byś inaczej gadał". No więc to już nie jest tak do końca dobroczynność. To jest już trochę: dobrze-sobie-czynność. I tym razem nie dałem. Ale to kamyczek do mojego ogródka. Nie Pana Owsiaka.

Nauka wie (prawie) wszystko

"Szarą figurą w gremiach badaczy skoków jest Austriak Wolfram Müller, profesor Uniwersytetu Medycznego w Graz. Poprosiłem go: niech [...] szczerze wyjawi, co fizyka ma do powiedzenia na temat skoków? Jak skoczyć najdalej, herr Müller?

Nie jestem pewien, czy nie chciał czegoś ukryć, ale z tego, co mi przekazał, wynika, iż nauka jest... bezradna. Nie udało się przeprowadzić udanej komputerowej symulacji, która by się zgadzała z rzeczywistym przebiegiem lotu."

Piotr Cieśliński, "Gazeta Wyborcza" 14,01,2013

Z literaturą trochę podobnie. Tłumaczymy, przykładamy różne teorie, ale skąd przychodzi olśnienie? Gdzie kryje się zachwyt?

niedziela, 13 stycznia 2013

Halik - raz jeszcze

Wróciłem do tej książki ("Radziłem się dróg") po latach i - wciąga identycznie jak przed laty.


"Pełnokrwisty" cytat z księdza, który wychował się w ateistycznej rodzinie, i chyba dzięki temu dla wielu rzeczy jest bardziej wyrozumiały:


"Tylko jedna ciocia wytykała mi, że nigdy się nie biłem, nie grałem w piłkę nożną, i jako porządny chłopak nie rozbiłem ani jednej szyby. Gdy kiedyś takie kazanie trwało zbyt długo, wstałem kulturalnie, podszedłem do szyby w drzwiach pokojowych, rozbiłem ją, i znów grzecznie wróciłem na miejsce. Przy tej okazji jedyny raz w życiu dostałem od ojca po głowie, ale miałem już na zawsze spokój i mogłem bez przeszkód przez życia poświęcić sprawom intelektualnym".


Jak ktoś jeszcze nie zdążył wejść z rozmachem w życie intelektualne - to najwyższa pora. Ja swoją szybę odfajkowałem w wieku lat 6-ciu, przy użyciu piłki i kuzyna. I całkowicie nowej, wystanej w komunistycznej kolejce, szklanej witrynie od kredensu u wujka...

sobota, 12 stycznia 2013

Zlepek artystyczny



To ja - jako impresja mojej córki - trójipółletniej, jakby kto nie wiedział. Świetnie uchwyciła moją niechęć do golenia się.

piątek, 11 stycznia 2013

Szumek pierwszy

Takie tendencyjne zestawienie:

"Szczerze? To ja już wolę ajatollaha Terlikowskiego niż tych załganych pseudoliberalnych pseudodoktrynalnych, dwie piersi ssących liberalnych katolików. Z Terlikowskim dzieli mnie wszystko, nie jest on jednak przynajmniej kuriozalnym dwulicowcem, takim co poglądy ma wypośrodkowane, co pozwala mu pozować na arbitra elegantiarum. W czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu".

                                                                                                                  Tomasz Lis


 "No cóż, most sam w sobie jest "symbolem symbolu", jest przecież tym, co łączy. Możliwością komunikowania się różnych światów. [...] Często w sytuacjach konfliktowych czułem, że mogę zrozumieć obie strony i  że powinienem tłumaczyć i pośredniczyć, przerzucać mosty. [...] Nie zawsze mi się jednak to udawało - jedną z niedogodności jest to, że jeśli jest się na moście, wówczas ludzie, którzy znają wyłącznie jeden brzeg - czy to lewy, czy prawy - uważają cię z reguły za agenta tej drugiej strony, a jeśli obrywa ci się od obu stron, to możesz mieć czasem dość".

                                 Ks. Tomasz Halik (nazywany czasem "czeskim Tischnerem")


U nas też niedawno się mówiło, że czerwony i tak jest lepszy od różowego, bo przynajmniej nie fałszywy.

wtorek, 8 stycznia 2013

Po latach (czterech, więc było nie było - olimpiada...) prowadzenia bloga "Bujać to nas, a nie my" postanowiłem nieco wydorośleć. A przynajmniej odrobinę oddziecinnieć. Bo tamten blog był o moim potomstwie. A ten ma się składać (oby!) z różnych różności.

Tytuł jest jawną prowokacją i nawiązaniem.

Ale też kryje pewną ideę - a jakże - trójczłonową. Żeby było po kolei, to zacznijmy od środka.
"Zlepki" będą kontynuacją wątku poprzedniego, ojcowskiego.
"Ciągotki" niechże przynależą mym zainteresowaniom. Niewiele tego, bo "zlepki" i praca zajmują mnie całkowicie.
A "szumki"... to tyle, co obserwacje, drobne sytuacje, zaskakujące lektury, pocieszne teksty, kryptocytaty i cytatokrypty z życia, podejrzane, podsłuchane i podczytane u innych.