poniedziałek, 18 lutego 2013

A mówiłem, mówilem...

A teraz nie mówię. I nie będę mówił. Zaniemówiłem.
Budzę się w nocy i czuję, że coś jest nie tak. Chciałem to sobie powiedzieć jasno, otwieram usta... a tu jak nie rypnie w krtani! Bul prezydencki, normalnie.
A co poza tym?
Ostatni tydzień streszcza się między 35,5 a 39,5. Wahania na rynku walut mogłyby się uczyć od moich dzieci... a nasza Naczelna Rada Pieniężna funduje nam różne terapie wstrząsowe: żeby było łatwiej policzyć, co kto kiedy ile - brał, to sobie notesik kupiła. Jak to mówią: żyć nie, umierać!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Kończ waść...

No i zwieńczenie tej tele gazeto-noweli:

http://wyborcza.pl/1,95892,13347122,Zwiazki_partnerskie_niegodne_uwagi__bo_sa_wazniejsze.html

Zacytuję się: to jak tłumaczyć budowę cepa za pomocą Wielkiego Zderzacza Hadronów.

Kończę zatem ten przynudny temat.

czwartek, 7 lutego 2013

Ach, słodka administracjo!

3-cia - nie śpię. 4-ta - dalej nie śpię. 5-ta nad ranem, może sen przyjdzie...
To obudziła się we mnie tęsknota za panią z administracji.
Dwa teksty i wpadłem po uszy: "Nie ma pan tej faktury? Bo mi to wisi..." i zaraz potem: "To podaję panu moją końcówkę..." Ileż przestrzeni semantycznej na najróżnorodniejsze domysły! Ech, uwodne labirynty biurokracji, ścieżki tajemnicze, tęsknice nieprzytomne!

środa, 6 lutego 2013

Szumek - no comments

"Szumkuję" teledysk - i jeden tylko komentarz, który się pod nim pojawił:

"Mam 18 lat, za 3 tygodnie rodzi mi się dziecko, słuchając tej piosenki popłakałem się, po prostu przytuliłem moją dziewczynę, poczułem kopniecie małego, i wiem że to jest to czego chcę w życiu. Kochać ich"

wtorek, 5 lutego 2013

Szumek - z klasyka

Herbert (z korespondencji...): "Siedzę teraz koło aparatu do chłodzenia powietrza w gaciach..." I żmudna egzegeza, która doprowadziła mnie do wybitnego wniosku, że nie ma żadnych "aparatów do chłodzenia powietrza w gaciach" (chociaż może by się przydały). Herbert siedzi w gaciach, koło aparatu do chłodzenia powietrza! Oj klasyk, klasyk...

niedziela, 3 lutego 2013

Nieważne

Takie czasy, że mnóstwo ludzi ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. Zapewne dlatego, że są przekonani, że nikt jeszcze tego nie powiedział. A to z kolei najczęściej dlatego, że nie słuchają innych. No ale jak słuchać innych, kiedy każdy ma coś absolutnie najważniejszego do powiedzenia? Krąg się zamyka.

Zrezygnować z "moje - najważniejsze" to dać sobie szansę. To szansa, żeby usłyszeć. Słuchając, zaczynamy myśleć. Myśląc, zaczynamy stawiać pytania. Pytania prowadzą nas do ludzi autentycznie mądrych. Ale i tu nie wolno się zatrzymać - oni mają być punktem odniesienia, nie punktem docelowym.

No cóż... Nieważne.

sobota, 2 lutego 2013

Dubaj

Wszyscy wią, co to jest DUBAJ?

No to wią, co to znaczy: MAMA NIE DUBAJ?

A ostatnio Aga o mało się nie zabiła z miłości. Wzięła rozpęd i chciała pokazać mamie: "Kocham cię jak ooooodtąd dooooooootąd!!!" no i ta jej miłość kończyła się kawałek za ścianą.

Nudno, banalnie i łopatologicznie

Wcześniejszy mój post został skomentowany, że "jest pusty". (W istocie chodzi o artykuł). I to jest święta prawda! Ludzie nie rozumieją rzeczy, które były oczywiste dla starożytnych. Średniowiecznych, renesansowych i barokowych też.
Że dziecko w rodzinie przygotowuje się do życia.

Czy ma to jakiś związek z opcją "standard": jeden tatuś, jedna mamusia - i różnymi opcjami "full wypas" (rodziny tęczowe)?

Mniej więcej taki:

1. Żyć, żyć umiejętnie, wartościowo i odpowiedzialnie - to być gotowym na Spotkanie.

2. Spotkać się z kimś - to pokonać różnicę, czyli, to, co nas dzieli.

3. Fundamentalna różnica - to różnica między "męskim" i '''''żeńskim".

4. Spotykać się - to nieustannie pokonywać dzielące nas bariery, dostrzegać to, co dzieli, akceptować się, godzić - jeśli trzeba, wybaczać.

5. Nie można tego doświadczyć, jeśli trochę mieszka się z dwoma tatusiami, a trochę z jedną mamusią. I w każdym innym układzie negującym tzw. biologiczną rodzinę. Nie można żyć "trochę". Albo "podobnie jak".

Jeśli więc ktoś decyduje się na dziecko/dzieci - to sorry, w pewnym momencie rezygnuje z "prawa do własnego szczęścia". Mam na myśli tylko to szczęście, które zakłada, że "jak mi się zmienią upodobania, to dziecko  jakoś się dostosuje". Najpierw jest decyzja, potem konsekwencje. Inaczej wszyscy wychodzą z tego poobijani.