środa, 23 stycznia 2013

Po co w telewizorze gazeta

Jest jeszcze coś takiego jak tele-gazeta. To ten magiczny guziczek w telewizorze, który jest cały i lśniący nowością, gdy inne są już płaskie, wydrapane i matowe. No bo jak chcę gazetę, to idę do kiosku. A jak chcę tele, to włączam tele. I tele.
Ale okazuje się, że w dobie postępującej atomizacji społeczeństwa, gdy więzi międzyludzkie zaczynają zanikać, tele-gazeta spełnia ważną funkcję społeczną. Można wręcz powiedzieć: jako jedyna wypełnia misję, za którą płacimy abonamęt! Przypomina nam, że drugi człowiek jest po, żeby z nim rozmawiać!
Akurat znalazłem się na tym trudnym zakręcie życia, gdy najkochańsze nigdy nie zamykające się usta opuściły mnie w imię wspierania NFZ w zbożnym trudzie stawiania naszego syna na nogi (metaforyczne nogi - bo jeszcze nie chodzi). I gdy te usta zamilkły, to i moje uszy straciły oparcie. Nie mam kogo ciągle słuchać i rozmowa uwiądła. (Tak, tak - edytor mi działa i podkreśla te błędy...)

No i przypadkowo włączyłem (przypadkowo? ile razy można przelecieć w te i nazad 154 kanały?) tele-gazetę. I omniemiałem! I jeszcze jeden program i tele-gazeta! I jeszcze jeden!
Zachęta jest jednoznaczna: "panie przez komórkę - dyskretnie", "panowie z okolicy", "panie z całej Polski", "rozmowy z panami i paniami"... Jak to mówią: nie pogada.
To dyskretnie jest szczególnie interesujące - można szepnąć: "jestem za Polonią" i drugie pół Polski, co jest za Legią, nie będzie mnie gonić po trotuarach. Albo wyznać: "widzę w PiSie potęgę intelektualną" i te lemingi nie będę się na mój widok ironicznie uśmiechać. Albo... Aha: tylko te ceny są zaporowe. Ja jednak poczekam na żonę. Może i mało dyskretna, ale przynajmniej pogada za darmo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz